Zamek Tenczyn dla początkujących „volume 2” – taki był cel i zamiar aby w niedzielę 25.09.2016 krakowski oddział Klubu odbył drugą wycieczkę dla początkujących a celem był Zamek Tenczyn w miejscowości Rudno. Wybraliśmy się tam aby podziwiać jego mury po odbudowie i zobaczyć grupy rekonstrukcyjne z okresu jego świetności.
I jak zawsze kilka słów o miejscu, do którego się wybraliśmy:
„Pierwsza wzmianka dotycząca okolic zamku Tenczyn, datowana jest na 24 września 1308 r., kiedy to Władysław Łokietek z oddziałem rycerstwa przebywający w lasach in Thanczin wydał dokument dla klasztoru o. cystersów w Sulejowie. Przyjmuje się, że pierwszy zamek (drewniany) zbudował około 1319 r. kasztelan krakowski Nawój z Morawicy, on też wzniósł największą na zamku wieżę, zwaną do dziś „Wieżą Nawojową”. Właściwym twórcą zamku murowanego był syn Nawoja, Jędrzej, wojewoda krakowski i sandomierski. Wzniósł on dalszy fragment zamku na najwyższej, pn.-wsch. części wzgórza, gdzie mieszkał i zmarł w 1368 r. On także pierwszy przyjął nazwisko Tęczyński. Syn Jędrzeja, Jaśko, odnowił i znacznie rozbudował zamek, a także założył kaplicę. Z tego okresu pochodzi pierwsza odnotowana w dokumentach historycznych wzmianka dotycząca bezpośrednio zamku. Władysław Jagiełło więził tu niektórych ważniejszych jeńców krzyżackich, wziętych do niewoli w czasie bitwy pod Grunwaldem”
Spotkaliśmy się jak zawsze na placu Wolnica o godzinie 9:00, gdzie pojawiło się 7 głodnych wrażeń i pokonywania kilometrów osób. A wrażenia były ponieważ zalegająca mgła i panujące zimno raczej nie nastrajały optymistycznie na nadchodzący dzień i przypominały raczej opowieści z mrocznych kryminałów ( piszę tak ponieważ obiecałem iż będzie mrocznie). Ale pomny przeciwności które opisałem wcześniej ruszyliśmy w drogę, oczywiście wcześniej kilka słów o tym co nas czeka, trochę o bezpieczeństwie przejazdu drogami i jak zawsze kilka zdjęć na pamiątkę. I ruszyliśmy w tą mgłę w kierunku Bulwarów Wiślanych gdzie plus był taki iż na nich nie napotkaliśmy (oprócz kilku biegaczy) żadnych innych ludzi więc pędziliśmy szybko do przodu. Jak na grupę poczatkującą droga mijała nam sprawnie i nim dobrze rozgrzaliśmy się już mijaliśmy Piekary, Kryspinów i... jak zawsze pierwszy postój w przystani rowerowej w Cholerzynie. Kilka łyków gorącej herbaty, parę kęsów zabranego prowiantu i w drogę wszak czeka nas „zdobywanie zamku”. Im dalej oddalaliśmy się od Krakowa tym mgła i ciągnące się za nią zimno ustępowało tak iż w pewnym momencie musieliśmy się zatrzymać i zmniejszyć ilość odzieży, w którą byliśmy poubierani.
Słoneczko ucieszyło się na ten widok i już do samego zamku (i przez resztę dnia) towarzyszyło nam. W tak przyjemnej aurze pokonywanie kilometrów mijało nam szybko i sprawnie i tylko było patrzeć jak zawitaliśmy pod mury zamku. Pierwsze wrażenie i to jeszcze przed wejściem... jest wspaniały, naprawdę ktoś wykonał kupę dobrej roboty! Ale co tam... wchodzimy za mury... bilety... parkowanie rowerów, i udajemy się na dziedziniec zamku gdzie spotykamy grupę osób wraz z przewodnikiem.
Tak więc i my podłączamy się do nich i tak już słuchając opowieści o zamku, budowniczych, jego świetności i upadku dochodzimy do centralnego punktu tej warowni gdzie ujrzeliśmy mnóstwo grup rekonstrukcyjnych w tamtego okresu. Pełno było wojsk Polskich, które odgrywały obronę jak i Szwedzkich, które dzień wcześniej „oblegały” zamek. Co rusz było słuchać dźwięk wystrzałów armatnich, rusznic jak i broni krótkiej. I blask szabli można było zobaczyć gdzieniegdzie w czasie potyczek. Było co oglądać, rozkoszować się pięknem zamierzchłych czasów, zobaczyć piękno zamku i jego historii. Na dobrym czas szybko mija więc i nam on umknął bardzo szybko, a wracać nam już wypada, tak więc w drogę. Ale, ale zanim przyszło nam ruszać nasze żołądki upomniały się o jedzenie i picie. W trakcie posiłku ustaliliśmy całą grupą iż nie wracamy tą samą drogą która dotarliśmy na miejsce. Obraliśmy kurs na Krzeszowice (oczywiście sławetne lody), Bramę Zwierzyniecką i po tych atrakcjach powrót do Krakowa.
Bez znacznych postojów, w dość energicznym tempie (i to miała być wycieczka dla poczatkujących) dotarliśmy do końca naszej wyprawy. W trakcie przejazdu odłączali się nasi towarzysze podróży ponieważ bliżej było im do domów. Już w czteroosobowym składzie zakończyliśmy wycieczkę na Pl. Wolnica gdzie pod koniec jazdy zawsze pada zdanie ... „Drużyna Pierścienia zostaje rozwiązana”.
Wraz z Mirkiem i Agnieszką chcieliśmy serdecznie podziękować uczestnikom za Wasze wspaniałe towarzystwo, wspólnie spędzony czas i pokonane kilometry. I jak zawsze zakończymy sentencją... kto nie był niech żałuje, kto był niech się cieszy i... do następnego razu.
Pozdrawiam,
Andrzej
Jak zawsze wpisujemy sobie punkty do tabeil. Przejechaliśmy razem 85 km. dlatego też 85pkt. wpisujemy sobie do tabeli naszych wyników.
https://docs.google.com/…/1exQ-dVclHqQUcIH09Vf9HTBEZo…/edit…
Ślad z pokonanej przez nas trasy: