Jeszcze tętno mi rozsadza żyły, jeszcze szum mam w uszach .... i muchy w ustach :), ale od początku!
Zebraliśmy się rankiem pod Forum, oczywiście po przygodach związanych z dotarciem - przecież dziś maraton po Krakowie "latał" i po studenckim kwadransie wyruszyliśmy na trasę. Pogoda zapowiadała z daleka przebłyski słońca jednakże dawała się mocno we znaki wiejącym w twarz wiatrem - zwłaszcza na odcinkach wzdłuż Rudawy i później za Zabierzowem.
Co to dla nas taki zefirek .... rower się liczy ... i kilometry w znakomitym towarzystwie!:) Po pewnym czasie oparliśmy się o Dolinkę Racławki i po szybkim "popasie" ruszyliśmy ją eksplorować w ulubiony przez nas sposób - czyli rowerowo:). Teraz z perspektywy czasu uważam że takie dolinki powinny być zdecydowanie dłuższe :)... Powrót na asfalt i to przez wysokie "a" czyli podjaździk na Paczółtowice .... na szczęście wszystkie takie podjazdy nagradzają nas wcześniej lub później super zjazdem i tym razem tez tak było .... Wszyscy uśmiechnięci (pomimo przyspieszonego oddechu) zatrzymaliśmy się na minut kilka przy źródełku Eliasza, potuptali wg opisanego rytuału i wyruszyli dalej ... następny cel - Krzeszowice!
Krzeszowice .. no cóż ... klapa logistyczna - pizzy nie było, frytek nie było ... lokale zarezerwowane /komunie/, wiec pozostały tradycyjnie lody ew. hot dog na stacji paliw ;) Tutaj odłączyła się od peletonu znakomita trójka, a reszta ekipy postanowiła naprędce sprawdzić legendy związane z piwem benedyktyńskim rozlewanym tuż pod klasztorem ;) Wszystko szło jak po sznurku do momentu .... kiedy to Agnieszka postanowiła zostać sarenką!!! Pomimo upadku jednej z nas, piękących mięśni dotarliśmy pod klasztor ... i legendy są prawdziwe /prócz tej z Rzymianami :P).
To chyba tyle ... kto nie był - niech żałuje i niech wypatruje kolejnych wydarzeń Krakowskiej Osiemdziesiątki bo warto!!
Do zobaczenia znowu na szlaku!!
Mateusz Janowski