Zaczęło się.....weszliśmy z hukiem w projekt wycieczek zamkniętych w Krakowskim Klubie 80 Rowerów, który pozwala stałym członkom Klubu na uczestnictwo w nich. Tak więc, zgodnie z zapowiedzią, działo się dnia 19.06.2016... dużo kilometrów, trochę przewyższeń , dość żwawe tempo i coś bezcennego – wspólne towarzystwo i razem pokonane kilometry na naszym ulubionym środku transportu, jakim jest rower.

Ale zacznijmy od początku. Znów dopisała nam pogoda (byle nie zapeszyć) więc wczesna godzina spotkania, jak na niedzielę, nie wydawała się aż tak tragiczna i na miejscu spotkania, czyli Placu Wolnica, pojawiło się 7 osób złaknionych pokonywania kilometrów i poczucia pędu powietrza na twarzy.

Wspólne zdjęcia, wzmianka o bezpieczeństwie na drodze, parę słów o czekającym nas dniu i celu wyjazdu i już pędziliśmy przed siebie. Grupa nieduża, dobra kondycja więc droga szybko znikała. Po drodze dołączył do nas Arek, który zapewne chciał trochę dłużej pospać. Czekał na nas na Salwatorze. Pierwszy przystanek dość szybko nastąpił na stacji Orlen, gdzie czekała na nas Magda. I znów powiększył się nasz stan osobowy. Przejazd przez Wały Wiślane, Piekary, Kryspinów w dobrym tempie więc należała nam się chwila przerwy, a taką zrobiliśmy sobie w Cholerzynie – w jakże przyjemnie brzmiącym miejscu „Przystań Rowerowa”.

Uzupełnienie płynów, coś na ząb i dalej przed siebie. Mijamy Mników i wjazd do Doliny Mnikowskiej… no i skończyło się dobre. Teraz tylko pod górkę. Ale cóż, wzniesienia też nam się podobają, wszak mieszkamy w Małopolsce i takowych tu nie brakuje. Palące słońce i wymienione już wzniesienia wysysały z nas wodę, a my ją czerpaliśmy z naszych bidonów, wkrótce więc musieliśmy się zatrzymać w sklepie aby uzupełnić zaopatrzenie. Niektórzy nie tylko zakupili wodę ale też nie mogli przejść obojętnie obok lady z lodami, co nieco przedłużyło nasz postój. Koniec przerwy, jedziemy dalej... wszak cel naszej wycieczki Zamek Lipowiec w Babicach już blisko. Jeszcze tylko parę wzniesień i bardzo długi zjazd do samego Wygiełzowa gdzie nasz kolejny cel – skansen. Po krótkiej wymianie zdań zdecydowaliśmy, iż wszyscy jedziemy na wzgórze, na którym znajduje się Zamek.

Po uporaniu się ze wzniesieniem, które niektórzy pokonali na kołach (pełen szacunek), a poniektórzy na nogach prowadząc rowery (i trenując inne partie mięśni) oczom naszym ukazał się majestat zamku. Powiadam Wam jest co oglądać, jest wspaniały, dostojny i co najważniejsze w fantastycznym, jak na ruiny, stanie. Podzieliliśmy się na grupy ponieważ gdy jedni poszli zwiedzać, drudzy pilnowali rowerów (i w międzyczasie chlipali kawę). Nagle u jednego z nas zadzwonił telefon i dowiedzieliśmy się, że w drodze do nas jest Darek. W rekordowym czasie dotarł z Krakowa, pędząc przez łąki i pola (tak twierdził). Zawstydził Nas swoją kondycją, ale też bardzo ucieszył nas swoją obecnością.

Na zamku jest co zwiedzać: pełno komnat w fantastycznym stanie, w gablotach można pooglądać artefakty zebrane podczas renowacji, a z wieży obronnej roztacza się przepiękny widok na okolicę. Czas mijał szybko na zaznajamianiu się z historią a przecież w planie mieliśmy jeszcze skansen i należny nam posiłek. Podział na grupy: zwiedzającą i pilnującą dalej obowiązywał więc jedni poszli zwiedzać a inni strzec naszych rowerów. Sam skansen to też piękno w swej odsłonie. Jest na co popatrzeć ,można poczuć ducha tamtych czasów oraz zaznajomić się z zamierzchłą architekturą.

Zwiedzanie i posiłek w karczmie, która znajduje się na terenie skansenu zajęły nam dość dużo czasu, więc czym prędzej zebraliśmy się na powrót do Krakowa. Ustaliliśmy, że drogę powrotną pokonamy inną trasą, co wszyscy przyjęli z ochotą. Droga wzdłuż meandrów rzeki Wisły przebiegała dość szybko i sprawnie ponieważ wiedzie po płaskim terenie a niewielkie wzniesienia, które napotykaliśmy nie przysparzały nam żadnych problemów. Już widzimy klasztor w Tyńcu, już jesteśmy bardzo blisko a tu pech...Darek łapie tzw. kapcia. Szybka i sprawna naprawa usterki pozwala na kontynuację naszego powrotu do domów.

Po dojeździe do toru kajakowego na Kolnej grupa dzieli się na zwolenników jazdy do Tyńca i tych spragnionych powrotu. Krótkie pożegnanie i popędziliśmy dalej. Jeszcze Wały Wiślane, bulwary z widokiem na Wawel i tak zbliżyliśmy się do kresu naszej wspólnej wycieczki (niektórzy już po drodze stopniowo odłączali się). Cóż, cel osiągnięty, wycieczka zakończona, uśmiechy na twarzach bezcenne, kurz na rowerach przysparza im piękna, a nam pozostało rozjechać się do domów i mile wspominać czas spędzony razem.

Wraz z Mirkiem i Agnieszką (naszą panią redaktor) chcieliśmy serdecznie podziękować uczestnikom za Waszą obecność, wiele wspólnie przebytych kilometrów i razem spędzony czas. I jak zawsze zakończymy sentencją

....kto nie był niech żałuje, kto był niech się cieszy i.....do następnego razu.

Filmik z naszego wyjazdu pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=PtBW30BXKCI

a poniżej kilka zdjęć z wyjazdu ;)